Polski król Jan III Sobieski powrócił do Wiednia. Obecna wystawa w Pałacu Zimowym – rezydencji księcia Eugeniusza Sabaudzkiego – pokazująca monarchę prywatnie i jako męża stanu, potrwa do 1 listopada. Rozmawiamy z kuratorem wystawy ze strony polskiej, Konradem Pyzlem z Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie.
Jak powstał projekt tak ważnej, nie tylko przecież dla Polaków, wystawy w Wiedniu?
– Inicjatorem projektu był profesor Andrzej Rottermund, długoletni dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie, który wspólnie z Elisabeth Sturm-Bednarczyk zainspirował ówczesną dyrektorkę Belvedere, dr Agnes Husslein-Arco, do organizacji wystawy poświęconej królowi Janowi III Sobieskiemu. Do projektu przystąpiły cztery polskie rezydencje królewskie: Zamek Królewski w Warszawie, Zamek Królewski na Wawelu, Łazienki Królewskie w Warszawie i Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, z których ta ostatnia została koordynatorem przedsięwzięcia. W tej grupie pracowaliśmy z Belvedere.
Konkretne działania rozpoczęliśmy mniej więcej trzy lata temu: dzięki wsparciu finansowemu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego mogliśmy naprawdę rzetelnie przygotować wystawę, poddać przynajmniej kilkanaście dzieł pracom konserwatorskim, jak również przeprowadzić szeroko zakrojone kwerendy, realizować projekty wydawnicze, naukowe, konferencje. Bez wątpienia postać Jana Sobieskiego zadziałała tu jak magnes ściągający kolejne instytucje, co przyczyniło się do – jak mam nadzieję – sukcesu wystawy. Nie byłby on również możliwy bez zaangażowania i profesjonalizmu pracowników Belvedere. Praca z nimi, szczególnie z kuratorką Maike Hohn, była dla mnie autentyczną przyjemnością.
Co w założeniu jest głównym przesłaniem wystawy?
– Przede wszystkim chcieliśmy pokazać, kim był „ten Sobieski”, który uratował w 1683 roku Wiedeń od armii Imperium Otomańskiego. Chcieliśmy pokazać go jako człowieka, a nie tylko wojownika i króla, ale też wykształconego erudytę i poliglotę, mecenasa, męża i ojca. Wiedzieliśmy, że niezbędne będzie zarysowanie tła politycznego i kulturalnego kraju, którym rządził, czyli Rzeczypospolitej Obojga Narodów, z jej systemem politycznym, trudną – szczególnie w XVII wieku – historią, ale nieodmiennie fascynującą kulturą i duchowością.
Selekcja dzieł sztuki była bardzo staranna, bo nie było naszym zamiarem powiedzenie wszystkiego, co zresztą jest niemożliwe. Chcieliśmy raczej wybrać to, co najlepsze, najbardziej reprezentatywne, ale też pokazać przynajmniej kilkanaście dzieł mniej znanych, zaskakujących. Chcę natomiast pokreślić, że zgodnie z naszymi założeniami wystawa nie wchodzi w dialog ze współczesnymi interpretacjami postaci Sobieskiego.
Jan III Sobieski to postać typowa dla europejskiego baroku: bohater, władca, polityk, miłośnik nauki i sztuk pięknych. Czy jakąś cechę wyeksponowano?
– Staraliśmy się zachować tu równowagę. Oczywiście, to jego dokonania na polach bitewnych zapewniły mu sławę trwającą do dzisiaj. Ale z drugiej strony na ową „sławę” składają się także powszechnie znane w Polsce listy, które pisał do ukochanej Marii Kazimiery, a także Wilanów, ulubiona rezydencja, owoc jego działalności mecenasowskiej i wymowny świadek jego zainteresowań, wiedzy i gustu.
Nie chcieliśmy też tak do końca kroczyć utartymi ścieżkami. Stąd, jeśli mówimy o zmaganiach z Imperium Otomańskim, to pokazujemy nie tylko bitwę pod Wiedniem i jej bohaterów, ale akcentujemy też wagę przymierzy, porozumień i dokumentów. Bitwa pod Wiedniem jest oczywiście przełomowa, ale to pokój w Karłowicach (1699) zamyka tę kartę historii. Ten dokument jest na wystawie, a jego tłumaczenie znajduje się w katalogu.
Dużo uwagi poświęciliśmy też mecenatowi króla, gdzie pokazujemy historię jego wsparcia dla astronoma Jana Heweliusza, dzieła architektoniczne wzniesione dzięki monarsze, ale i obrazy nieznanych szerszemu odbiorcy malarzy nadwornych Sobieskiego. A są to dzieła interesujące, trzymające dobry europejski poziom.
Sobieski był modnym sarmatą, co pokazują jego stroje. Czy była to już wtedy postać, jak byśmy to dzisiaj powiedzieli, trochę celebrycka?
– Tak, nie bałbym się takiego określenia, choć oczywiście zaznaczę, że nie był to celebryta w rozumieniu osoby „znanej z tego, że jest znana”. Były jak najbardziej zasłużone podstawy tej sławy. Nie bez znaczenia jest, że Sobieski konsekwentnie nosił się po polsku, a jego podgolona głowa i wąsy stały się elementami ikonicznego wizerunku. Niewątpliwie jest coś takiego jak „typ Sobieskiego” – wielu ówczesnych szlachciców w pewnym sensie stylizowało się na króla, głównie przez fryzurę i zarost.
Wydaje mi się też, że kluczem do sukcesu były z jednej strony przystępność i ludzkość oblicza króla, wyrażająca się także w bardzo przyziemnych wadach, błędnych decyzjach i porażkach, a z drugiej strony – ponadprzeciętne talenty, tak umysłowe, jak i wojenne. Był to człowiek sukcesu, zdecydowany, w pewien sposób groźny i surowy, a jednocześnie lubiący zabawę i dobre jedzenie. Myślę, że to taki typ człowieka, z którym każdy chętnie umówiłby się na piwo, z przekonaniem, że będzie mógł się i dobrze napić, i ciekawie porozmawiać.
Wystawa pokazuje króla również w roli męża i ojca. Co można powiedzieć o królu w takim kontekście?
– Był bardzo dobrym mężem, absolutnie zakochanym w Marii Kazimierze, wiernym jej, adorującym ją, ceniącym nie tylko jej urodę, ale i wyrazistą osobowość. Ojcem był troskliwym i obecnym. Wiemy, że lubił spędzać czas z dziećmi, a jeśli obowiązki mu na to nie pozwalały, to zawsze chętnie czytał nowiny o ich postępach, a w listach nieodmiennie je pozdrawiał. Był to bardzo rzadko praktykowany wówczas typ rodzicielstwa, szczególnie wśród koronowanych głów. Z pewnością leżało mu na sercu szczęście dzieci, także to związane z wielką polityką. Dla przykładu konsekwentnie promował najstarszego syna na polski tron.
Z drugiej strony, co ze smutkiem trzeba zauważyć, temu groźnemu wojownikowi i dowódcy zabrakło nieco konsekwencji i stanowczości w wychowaniu dzieci. Wzorzec jego własnych rodziców, szczególnie jego surowej matki, o której sam pisał, że była „nie białogłowskiego serca”, nie znalazł tu swej kontynuacji. Potrafił pobłażliwie traktować różne wybryki latorośli, niekiedy odpuszczał im obowiązki. Bodaj szczególnie wyrozumiały był dla jedynej córki, Teresy Kunegundy, która chyba wyrosła na dość rozpuszczoną pannę. Ale za to nie można mu odmówić dobroci. Myślę, że w pamięci własnych dzieci zapisał się bardzo dobrze.
Mecenat króla nad sztuką i nauką był znaczący. Czy skupiał się on wokół pałacu w Wilanowie, czy też promieniował na inne ośrodki?
– Rezydencja wilanowska to taka soczewka, w której skupiają się różne wątki dotyczące mecenatu i jednocześnie najlepszy jego owoc. Ale wiele śladów działalności Jana III na tym polu znajdziemy i na innych terenach – dawnej Rusi, czyli dzisiejszej Ukrainy, na Lubelszczyźnie, w Krakowie i okolicach, wreszcie w Gdańsku i na Pomorzu.
Jana Sobieskiego możemy nazwać na pewno primus inter pares (pierwszym pośród równych) wśród liczących się mecenasów Rzeczpospolitej. Przynajmniej kilku dorównywało mu wykształceniem, środkami finansowymi i ambicjami, które prowadziły do powstania dzieł pięknych i znaczących, a jednak mecenat króla zawsze ma wymiar szczególny. Myślę, że należy go docenić za konsekwencję we wspieraniu naukowców i artystów. Heweliuszowi pomagał przez kilkanaście lat, zaś malarzy Jerzego Szymonowicza-Siemiginowskiego i Jana Reisnera wyedukował w Rzymie za własne pieniądze, a potem wokół nich zbudował w Wilanowie szkołę malarstwa. A zatem nie tylko sprowadzał dzieła z zagranicy i ściągał na dwór artystów o uznanej renomie, ale potrafił inwestować w młodych, utalentowanych twórców. Co więcej, płacił za ich edukację nie jedynie po to, by mieć zdolnych piewców własnych cnót i osiągnięć, lecz by podnieść poziom sztuk w Rzeczypospolitej. I wreszcie Sobieski interesował się rozmaitymi dziedzinami nauki i sztuki. Uważa się, że umiał rysować, miał szeroką wiedzę kartograficzną, władał sześcioma językami, chętnie wypowiadał się na uczone tematy. Nie był oczywiście ekspertem, niemniej imponuje jego otwarty umysł i nieustająca chęć uczenia się, wręcz pochłaniania wiedzy, rozumienia świata.
Bitwa pod Wiedniem to osobny temat wystawy. Na co szczególnie odwiedzający ma zwrócić uwagę: na sceny batalistyczne, trofea czy też dokumenty historyczne?
– Wystawa stara się równoważyć te obszary, przecież sama bitwa trwająca kilkanaście godzin to zaledwie jeden rozdział, poprzedzony i zwieńczony wieloma innymi, niemniej interesującymi i ważnymi. Proszę zwrócić uwagę na portrety bohaterów bitwy, ale i na dokumenty dotyczące sojuszu między Janem III a Leopoldem I, pokoju karłowickiego, ale też odręczny szkic szyku marszowego wojsk, wykonany ręką Sobieskiego.
Fascynujące są trofea i ich późniejsze losy, szczególnie pięknych tkanin, z których część wykorzystano do szycia szat liturgicznych. Proszę również o zwrócenie uwagi na ikonę grekokatolicką z przedstawieniem królewskiej pary. Obecność Jana III i Marii Kazimiery w sztuce kręgu Kościoła Wschodniego jest niezmiernie ciekawym zagadnieniem, świadcząc o popularności tego króla również na ziemiach ukraińskich, co dowodzi, że dla wielu mieszkańców Rusi był on wybawicielem od najazdów tureckich i tatarskich.
Wystawa trwa do 1 listopada. Można ją zwiedzić z udziałem polskojęzycznych przewodników?
– Tak, znakomici polscy przewodnicy oprowadzają w każdą niedzielę po południu. Szczegóły proszę sprawdzać na stronie Belvedere (https://www.belvedere.at/jan sobieski). Dla polskojęzycznej publiczności przygotowaliśmy także obszerny folder dodawany za darmo do biletu. Również katalog został wydany zarówno po polsku, jak i niemiecku. Mamy bowiem nadzieję, że wystawa będzie dla publiczności austriackiej okazją do bliższego poznania „tego Sobieskiego, co przyczynił się do ocalenia Wiednia”, a dla polskiej – dowiedzenia się kilku nowych rzeczy i obejrzenia polskiego króla w europejskim kontekście, w centrum Starego Kontynentu.
Artykuł ukazał się w piśmie Polonika nr 262, wrzesień/październik 2017