W wiedeńskiej dzielnicy Sievering wszystko jest przesycone tradycją: secesyjne domy, wiedeńskie mieszczaństwo, oszklone ogrody zimowe zachwycające widokiem palm i rododendronów. Dzielnica willowa żyje inaczej niż reszta Wiednia, pyszni się elitarnymi adresami oraz prominencją w sklepach i na ulicy. Bliskość Grinzingu, Kahlenbergu i Neustift am Walde daje tej strefie charakter prawie historyczny. W tej ekskluzywnej wiedeńskiej enklawie odwiedzam rodzinę Pollischansky, właścicieli firmy Teppichklinik Pollischansky, założonej ponad 100 lat temu przez Polaka.
Każdy dywan opowiada historię
Teppichklinik Pollischansky, czyli klinika dywanu, to firma, w której restauruje się, czyści i naprawia dywany. To najstarsza firma tego typu w Austrii. O dywanach opowiada mi Thomas Pollischansky, który tę rodzinną firmę prowadzi już w czwartym pokoleniu. – Słowo dywan pochodzi z języka perskiego i oznacza „przedmiot, po którym się chodzi stopami”. Towarzyszy on często wielu pokoleniom, chodzimy po nim codziennie, chcąc nie chcąc staje się powiernikiem życia, cichym przyjacielem, który słucha i trwa. Od wielu wieków tkaniny te są prawdziwą ozdobą wnętrz. Wiele rodzin z pokolenia na pokolenie przekazuje wartościowe dywany, arrasy, chodniki. Gdyby mogły nam one opowiedzieć, co widziały, co przeżyły…
Dywany najprawdopodobniej pochodzą z Azji. Pojawiły się między III a II tysiącleciem p.n.e. Dywany z Persji uchodzą za najbardziej drogocenne, bo właśnie Persję uważa się za kolebkę tkactwa, chociaż sztuka ta rozwinęła się na równinach Azji Środkowej. Koczownicy potrzebowali ochrony przed zimą i chłodem, właśnie czegoś do prędkiego nakrycia. Jednocześnie dywany stanowiły dekorację namiotów. W Turkmenistanie nazywa się je turkmenami. Wiele regionów może się poszczycić sztuką wyrobu ogólnie znanego „chodnika”.
Perskie, pakistańskie, kaukaskie, indyjskie, tureckie, chińskie, europejskie, północnoafrykańskie ozdoby ścian, szaf, podłóg – nieskończona ilość rodzajów, wzorów, kolorów.
– Współcześnie do produkcji używa się lekkich włókien syntetycznych, produkcja odbywa się maszynowo, dlatego są szeroko dostępne i tanie. Naturalnie lepszej jakości są dywany wełniane – opowiada Thomas Pollischansky.
Ponad 300 lat temu
Bywają historie rodzinne, które sięgają tyle lat wstecz, że nie sposób w krótkiej rozmowie odtworzyć ciągłość wydarzeń, kolejność pokoleń i ich historię. Upływ lat, czasem nawet stuleci, zaciera pewne daty, fotografie i podpisy stają się nieczytelne, chociaż ciągle istnieją w dokumentach rodzinnych.
Skąd przybyli Pollischanscy do Wiednia? Historia tak stara, że trudno uwierzyć. Thomas Pollischansky sięga w rozmowie ponad 300 lat wstecz. O bitwie pod Wiedniem w 1683 roku stoczonej przez wojska Jana III Sobieskiego przypomina kościół na Kahlenbergu. Sobieski przybył na pomoc oblężonemu przez Turków miastu i 12 września 1683 roku stoczył z nimi decydującą bitwę.
Licząca około 70 tysięcy żołnierzy armia chrześcijańska pod wodzą króla polskiego Jana III Sobieskiego, po zwycięskiej walce nad wojskami tureckimi wielkiego wezyra Kara Mustafy, długo wracała do kraju, „gubiąc” po drodze niektórych żołnierzy. Zwycięska Austria nęciła już wtedy swoim dobrobytem. Tak został niejaki X Pollischansky na terenie dawnych Czech, należących wtedy do cesarstwa. Jan Sobieski miał dużo ochotników w wojsku, więc nie musiała to być ucieczka od pana i władcy.
Źródeł historycznych nie ma, ale jest dużo wskazówek, że Pollischansky żył właśnie na terenie Czech. Z jego rodu wywodzi się założyciel firmy Franz Pollischansky (ur. 1876). To on w 1899 roku zakłada przedsiębiorstwo „Teppichklinik” w dziewiątej dzielnicy Wiednia przy Währingerstr. 48.
Thomas Pollischansky, obecny szef firmy, młody, energiczny wiedeńczyk, chętnie opowiada o koligacjach rodzinnych, podkreślając polskie pochodzenie dziadów i pradziadów.
Austria to tygiel kultur i narodów, rodzina Pollischansky jest żywym tego dowodem. Nazwisko Poliszański z biegiem czasu zmieniło się na Pollischansky – przyjęło podwójne I oraz y na końcu. Młody właściciel firmy opowiada o tym dokładnie, pokazuje dużo starych fotografii, pierwsze auto firmy z reklamą, stare maszyny czyszczące, współczesne odznaczenia przyznane przez Wirtschaftskammer.
Teppichklinik w Sievering przy ulicy Sieveringerstraße 33, początkowo z siedzibą w Währing, zostaje rozbudowane w latach 1930-1939. Zostaje zakupione pierwsze duże auto transportowe z reklamą zakładu. Lata 1939-1945 stawiają firmę przed dużym wyzwaniem. Właściciele ukrywają masę zabytkowych dywanów swoich klientów, podczas gdy mniej wartościowe dobra materialne zostają zrabowane przez wojska. Wdzięczność i zdziwienie wiedeńczyków było ogromne, gdy mogli swoje drogocenne dywany, które opowiadały całe historie ich pokoleń, znowu umieścić w swoich domach.
Nazwisko Pollischansky pojawia się też w ich drugiej wiedeńskiej firmie w 14 dzielnicy. Pollischansky Verlag (wydawnictwo) oraz księgarnia w Penzing – Pollischansky.
Rodzina Pollischansky może się poszczycić ciekawym przodkiem, mianowicie niejaki Josef Pollischansky był nauczycielem muzyki samego Johanna Straussa – syna. Historia zatoczyła koło, bo żoną ostatniego Straussa – muzyka z „tych” Straussów, Edwarda, była pochodząca z Krakowa Elisabeth Strauss (patrz rozmowa z E. Strauss „Polonika” nr 54/55).
Niech żyje tradycja
O pielęgnacji, cerowaniu, czyszczeniu, odkurzaniu aż wreszcie myciu cennych dywanów mówi Thomas Pollischansky z wielkim znawstwem i pieczołowitością. W orientalnym dywanie osnowa i wątek stanowią jego fundament, a włosie decyduje o jego trwałości. Aby zapewnić dywanowi blask kolorystyczny oraz długowieczność, należy go utrzymywać w czystości, brud i piasek ścierają włókna tkaniny, co widać z czasem na frędzlach. „Warto pamiętać – opowiada dalej Thomas Pollischansky – iż mimo, że na orientalny dywan patrzy się jak na dzieło sztuki, to jego przeznaczeniem jest, aby po nim stąpać. Ręcznie tkane dywany i chodniki są zazwyczaj bardzo trwałe”.
Thomas Pollischansky prowadzi mnie do hali, gdzie pracownicy przy igle, czyszczeniu, suszeniu doprowadzają dywany do stanu ich świetności. Pracują przy bardzo nowoczesnych i specjalistycznych maszynach do odkurzania, wirowania, mycia. Pracownicy pochodzą najczęściej z krajów, gdzie sztuka tkactwa ma stuletnie tradycje. Sultana, kobieta która pracuje w firmie od 16 lat, potwierdza swoimi umiejętnościami tę tezę.
Klinika dywanu Pollischansky to przykład rzetelnej pracy, gdzie „leczenie” uszkodzonych, zabrudzonych tkanin jest dowodem cierpliwości, fachowości, gdzie czas płynie inaczej. Młody szef na koniec przedstawił mi swoją najbliższą rodzinę, córkę i syna. Miejmy nadzieję, że przejmą firmę, że Sievering nadal będzie mógł się szczycić zakładami pracy o wieloletniej tradycji, a wśród nich będzie istniała firma założona ponad 100 lat temu przez Polaka.
Artykuł ukazał się w piśmie Polonika nr 218, marzec 2013 r.