Czy Galicja to naprawdę daleki, obcy kraj?
Mit zaginionego królestwa żywy jest do dziś.
Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie oraz Wien Museum podjęły się razem realizacji projektu badawczego „Mit Galicji”. Owocem wspólnej pracy jest wystawa pod tym samym tytułem, którą można oglądać w Krakowie do 8.03.2015, a w Wiedniu od 26.03.2015 do 30.08.2015 w muzeum przy Karlsplatz 8, w czwartej dzielnicy Wiednia.
Galicja to niezwykłe, fenomenalne wprost miejsce przenikania się różnych kultur i religii, a zarazem miejsce kształtowania się nowych idei politycznych i budzenia się świadomości odrębności narodowej.
Podróż po wystawie „Mit Galicji”, to podróż po Galicji jako miejscu już nieistniejącym, które zniknęło z mapy Europy wraz z rozpadem monarchii austro-węgierskiej w 1918 roku. Galicja jako terytorium żyje w pamięci Polaków, Ukraińców, Austriaków, Żydów i Czechów, a także stanowi wciąż niewygasły mit historyczny, zwykle wiązany z Austrią i duchem monarchii Habsburgów. Wystawa bezlitośnie obnaża czasem naiwne wyobrażenia o tej austriackiej prowincji, prezentując na dowód liczne fakty historyczne. Pokazuje Galicję w sposób kontrowersyjny, konfrontując mityczne wyobrażenia z prawdziwymi obrazami.
Wyobraźnia a galicyjska rzeczywistość
W 1772 roku, na skutek pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej, monarchia habsburska zajęła obszar, który nigdy nie miał jednolitego charakteru. Galicja była tworem wymyślonym przez monarchów w Wiedniu, którzy nadali jej status kraju koronnego. Wiedeńska władza wytyczyła prawie osiemset kilometrów linii granicznych, a Maria Teresa i jej syn Józef II pociągnęli te granice tak daleko, jak tylko mogli. Na początku Habsburgowie sami nie wiedzieli, co zrobić z takim kolosem terytorialnym. Polskę traktowano jako mało oświecone państwo, wymagające reform. Określano nawet te tereny jako nową Azję.
Dlaczego Galicja wciąż zajmuje szczególne miejsce w naszych sercach? Jak interpretować wieczną nostalgię za niby „dobrym cesarzem”? Wystawa jest próbą odczytania mitu Galicji na nowo – na podstawie faktów historycznych, a nie emocji. Każdy punkt widzenia, czy to polski, czy żydowski, czy austriacki, jest zupełnie inny. Galicja miała przy tym ciekawą strukturę etniczną. Jej miasta zamieszkiwali Polacy, natomiast w wioskach dominowała ludność rusińska z osadami Hucułów i Łemków oraz cygańskimi taborami. Wszędzie też były żydowskie sztetle. Pozornie spokojny tygiel kulturowy nie był wcale taki pokojowy i sobie przyjazny.
Aranżacja wystawy „Mit Galicji” tworzy teatralną scenografię, złożoną z ponad sześciuset obiektów: dzieł sztuki, mebli, druków, map i fotografii. Wystawa pokazuje także prezenty cesarza, jak i oryginalny stolik Stanisława Augusta Poniatowskiego, na którym podpisano traktat rozbiorowy Polski.
Jaka była Galicja widziana oczami zaborców?
Królestwo Galicji i Lodomerii, złośliwie nazywane Golicją i Głodomerią, pozostało do końca zacofaną i biedną prowincją Cesarstwa Habsburgów. Największy kraj monarchii habsburskiej był jednocześnie jej biedną prowincją, gdzie 59 procent ludności stanowili analfabeci. Cesarza nie interesowały te tereny, na prowincjach dominowała nędza, aparat administracyjny praktycznie nie istniał, kolej była egzotyką. Złośliwa wiedeńska administracja plotkowała, że w Galicji je się na brudnych obrusach i że jest to kraj odpychający. Urzędnik cesarski wysłany do pracy na te tereny uważał to za karę za grzechy. Galicję uważano za swoistą „tabula rasa”, miejsce niezbadane geograficznie. Stąd dopiero podczas zaboru opracowano mapy.
Trzeźwo patrząc na Galicję, nie powinniśmy mieć do niej sentymentu. A jednak w wyobraźni mieszkańców Polski południowej ten okres to czas nostalgii, ale za czym? Za balami, których faktycznie nie było, za Krakowem jako matecznikiem polskości, chociaż to Lwów był ośrodkiem artystycznej cyganerii siedzącej w lwowskich kawiarniach? A może za przyjazdami cesarza do Krakowa? A był tylko raz. Dlaczego w domach galicyjskich wieszano portrety cesarza? Odpowiedź może być prosta – kryła się za tym zarówno aspiracja do życia w większym dobrobycie, jak i chęć dorównania bogatej szlachcie. Powiew nowoczesności ze strony dworu austriackiego przyczynił się do tego pozytywnego nastawienia. To cesarz doprowadził kolej do Tatr, do Zakopanego, przyczyniając się do powstania turystyki, która w Alpach już od dawna była rozwinięta. To cesarz przyczynił się do rozwoju wizerunku Krakowa. Zaczęto drukować pocztówki z architekturą Krakowa, rozwijało się też zainteresowanie kulturą regionalną i badaniami etnograficznymi.
„Austria Wiedźma”
Cesarz Franciszek Józef umiera w 1916 roku. Na terenie Galicji pojawiają się plakaty „Austria Wiedźma umarła na uwiąd starczy”. Pomimo jego odejścia, w galicyjskich domach długo jeszcze wiszą portrety cesarza. Także Uniwersytet Jagielloński zachowuje wizerunki Franciszka Józefa do roku 1918. Mimo że Austria jako ta „wiedźma” w okresie przeszło 100-letniej niewoli pozostawiła za sobą przykre wspomnienia. Przykładowo, okres I wojny światowej zostawił poległych po obu stronach, a historia nie wskazała do dnia dzisiejszego winowajcy słynnej rzezi galicyjskiej pod Lisią Górką, gdzie Austriacy płacili za obcinanie głów polskiej szlachcie. Niemiłe wspomnienia pozostawia po sobie rok 1846, kiedy władze austriackie wkroczyły na Wawel, i zbudowały tam koszary wojskowe, nie mówiąc już o rabunkowej gospodarce zaborcy. Przykładów okrutnych praktyk jest wiele. Galicja krajem śmierci głodowej, krajem niedźwiedzia, austriacka Syberia, galicyjski hrabia jako oszust. Ha!… A jednak kochano Galicję! To jednak w tym okresie tworzyła się nowoczesna polityka, narodziły się kwestie narodowe, swobodnie żyły obok siebie różne wyznania, działały prężnie towarzystwa gimnastyczne „Sokół”, rozwijała się literatura i teatr, a Habsburgowie na zamku w Żywcu czuli się prawie Polakami. Dobrze rozpropagowany wizerunek cesarza jako dobroczyńcy znajdował swoje odbicie w społeczeństwie.
Wraz ze śmiercią Franciszka Józefa umiera pewien system. „Wiedeń – umarł. Pozostało wielkie miasto, które przywłaszczyło sobie jego imię. Lecz ja noszę żałobę po zmarłym. Zachowałem w pamięci rozliczne drobne przedmioty, karnawały, barwę oczu i uśmiechy kobiet, jedną z promenad lasu Wiedeńskiego jesienią, kolację w Kobenzl, zapach piwa w zadymionych piwniczkach …”
– tak Galicję przedstawiał pisarz Sándor Márai.Taka Galicja była nam znana, taka pozostała w wyobrażeniach.
Galicja współczesną marką
Uboga prowincja Austro-Węgier stała się marką, na której można zarobić. To jest fenomen okresu zaboru, tęsknota za prawie 100 lat temu pogrzebaną Galicją, dalekim i obcym krajem. Jej mitem karmią się pisarze, restauratorzy, filmowcy, handel, komercja. Pomiędzy Wiedniem a Galicją trwał nieustanny przepływ ludzi, towarów, języków, wiadomości, smaków, mody. To było bogactwem Galicji, potencjałem, z którego się korzysta do dzisiaj. Powstało wiele galicyjskich filmów, takich jak „Austeria”, „Marsz Radeckiego”, „Sanatorium pod klepsydrą”, „Wino truskawkowe”. Nazwa Galicja pojawia się w hotelarstwie (Hotel Galicya – Best Western, Kraków). W krakowskiej firmie „Krakowski Kredens” produkuje się flaczki galicyjskie, parzy kawę Boheme. Produkty galicyjskie, kremy i marmolady, sprzedaje firma „Miechów”. Odnosząc się do historii austro-węgierskiej tarnowski tygodnik „Temi” dumnie nazywa się Galicyjskim Tygodnikiem Informacyjnym. I tak dalej, i tak dalej…Galicja żyje w nazewnictwie, kulturze, ciesząc się swoim odrodzeniem. Ta Galicja ma się dobrze.
Artykuł ukazał się w piśmie Polonika nr 242, marzec 2015 r.