Niewiarygodne, że już prawie osiem wieków Wiedeńczycy udają się wiosną na huśtawkę … i nie tylko, do PRATERU. Początkiem XVIII wieku Prater był jednym z najbardziej eleganckich miejsc rozrywki w Europie. Wesołe miasteczko z kawiarniami, loteriami, strzelnicami, karuzelami, niekończącymi się alejami spacerowymi. Jadano tam raki, kawior, wykwintne torty, pito stare dobre wina. Gościły tam teatry, cyrk, zespoły muzyczne. W 1814 roku właśnie w Praterze odbyły się uroczystości Wiedeńskiego Kongresu. Troche później gościła tam Światowa Wystawa Przemysłowa z 53 tys. wystawców. Wiele literatów, komponistów opiewało urok tego miejsca (P. Altenberg, R. Stolz, Graham Greene, Elfriede Jelinek). Naprawdę niepowtarzalne miejsce, fascynujące każdego do dzisiaj. Bardzo często jeździmy w różne miejsca w Europie i nawet jak nic o nich nie wiemy czujemy, że dzieje się tam coś ważnego, że warto o nich czegoś się dowiedzieć, parę godzin tam przeżyć, powrócić. Takim miejscem jest PRATER, trochę wiedeński Hollywood. Tutaj właśnie parę wieków wstecz młody bogaty panicz spotykał dziewczynę i nawiązywał z nią romans. Albo … książę szedł na lody z pokojówką. Albo … hrabia na huśtawce razem ze szwaczką. To nie mogłoby się zdarzyć, gdyby nie Prater. Te spotkania, radości nie mogłyby zaistnieć na ulicy, albo w wiedeńskiej kawiarni. Tam spotykały się wszystkie klasy społeczne, wiekowe, finansowe. Wiedeńska i europejska arystokracja zjeżdżała, by się rozerwać, potańczyć i pójść do restauracji na … raki, ślimaki … . Do Prateru przyjeżdżała biedna dziewczyna z Czech, Śląska lub innych prowincji monarchii austro-węgierskiej, za pracą, za chlebem. W Praterze zawsze było łatwo przekraczać granice. To było miejsce eksterytorialne, trochę jak Szanghaj. Młody oficer z dobrego domu mógł spotkać dziewczynę z ulicy i zaprosić ją do restauracji. Oczywiście taki romans zawsze kończył się tragicznie. Takie właśnie spotkania zwiastowały wtedy inne, nowe czasy, w których takie podziały nie miały już żadnego znaczenia. Ptater był prototypem filmowych miasteczek, Disney-landów, gabinetów figur woskowych.
W wiedeńskim wesołym miasteczku witano wiosnę na huśtawce, kole młyńskim, ślizgawce. Śmiano się w gabinecie krzywych luster, ścigano się samochodami na specjalnym torze. Można było przeżyć to co niemożliwe, albo nieprawdopodobne. Trzęsienie ziemi, wysoki lot jak samolotem, mówiące lalki, duchy i inne straszydła. Albo wsiadło się do kolejki i podróżowano na tle malowanej panoramy z Konstantynopola do Wiednia i dalej. Można było wysłać kartkę do domu z Watykanu, Meksyku i Wenecji. Na odnodze Dunaju spreparowano kanały, po których pływały gondole. Piękna wiosenna iluzja. Nie tylko huśtawki, ale i Wenecja. Przecież na takie bajeczne podróże wtedy stać było tylko najbogatszych. To piękne, żywe wesołe miasteczko na ten sam urok do dzisiaj. Wiosenne spacery po Praterze, ze wszystkimi należącymi do tego spaceru uciechami wabią każdego Wiedeńczyka.
Prater był kiedyś czymś takim jak dzisiaj Dolby Cinema. Właśnie tam pojawiły się pierwsze wynalazki jak maszyna parowa, kino, elektryczność. Pierwsze pracownie fotograficzne szukały w Praterze dobrych pomieszczeń dla otwarcia biznesu. Klijentela z prowincji przyjeżdżała do zakładów fotograficznych fotografować się na eleganckich sofach i fotelach, na tle wytwornych zasłon i żyrondoli, by udawać, że są burżuazją. Wszyscy jednak wiedzieli, że to fikcja i fantazja i mieli z tego ogromną radochę. Prater był maszyną do spełniania snów. Są też ciemne strony wesołego miasteczka, sięgające końca XIX wieku. Współcześnie sami jeździmy do różnych zakątków świata aby zobaczyć ciekawe szczepy afrykańskie czy indiańskie. Podziwiamy ich kulturę, tańce, wożeni w specjalnych samochodach podziwiamy egzotyczne zwierzęta, bujną roślinność. Mamy przecież turystykę. A kiedyś? To właśnie do Prateru sprowadzono kilkaset osób z wioski afrykańskiej. Przez kilka miesięcy trzymano ich tu jak zwierzęta w zoo, aby pokazać wiedeńskiej publiczności inne rasy, inne zwyczaje. Nie mieli żadnej intymności. Można było ich oglądać i podglądać. Precedens owy nie był wogóle krytykowany. W tym czasie społeczeństwo zachodnie pojmowało świat na bazie encykopedii. Wiedza była poukładana „w pudełeczkach”. Nie posiadano żadnej wrażliwości na inne kultury. Drastyczne też były gabinety modeli z wosku. Kiedyś gabinety figur woskowych były czymś innym niż dzisiaj. Pokazywano w nich medyczne modele ciał z wnętrznościami. Wstęp tylko dla dorosłych. Prater nie był tylko wesołym miasteczkiem, lecz leksykonem wiedzy różnej, miejscem wypoczynku, lekcji poglądowej, scenerią dla romansu i pojedynku.
A wszystko zaczęło się od tego, że w tym miejscu rozciągały się przepastne zielone łąki, po których spacerowano i piknik urządzano. Powoli zaczęto tam budować drewniane budki ze strzelnicami, bilardem, wodą z sokiem i piwem. To był rok 1608. Powoli jednak to swojskie miejsce przekształciło się w eleganckie, które przynosiło dobry zysk, cały następny wiek. Obecnie Prater odwiedza rocznie 4,2 milionów ludzi, a zyski obracają się wokół dużych sum (ok. 100 milionów euro). Rok temu podziwialiśmy piękny stadion piłki nożnej, który właśnie mieści sie obok miasteczka, podczas mistrzostw europejskich. Obok lasku wiedeńskiego PRATER stanowi ulubione miejsce wypoczynku Wiedeńczyków. Przychodzą tu amatorzy leśnych spacerów, biegania czy jazdy na łyżworolkach. Przez wiele lat Prater był królewskim rezerwatem łowieckim. W XIX stuleciu w Praterze wypadało bywać. Dotyczyło to szczególnie głównej aleji, która była swoistą rewią mody. Samym środkiem Prateru ciągnęła się tu pięciokilometrowa ulica wysadzana kasztanowcami. Tu właśnie określano jakie pojazdy są modne, jaki krój płaszcza, jak duże kapelusze. Na Wielkanoc, albo w maju pokazywała sie tutaj połowa populacji miasta. To był jeden z najwspanialszych kątków miasta i nic innego nie łączyło tak wszystkich klas społecznych. Współcześnie za dnia panuje w Praterze swobodna atmosfera, wieczorem jednak staje się nieco mniej ciekawie. Wokół słynnego Riesenradu czyli diabelskiego koła nocą zaczyna być niebezpiecznie. Mieszkanie wokół okolic Prateru nie należy dzisiaj do elegancji.
Wesołe miasteczko obecnie pełne jest supernowoczesnych urządzeń od wirujących samochodów po pociągi strachu. Jednak klasyczne wiedeńskie karuzele nadal bawią nas swoją przeszłością i nostalgią za cesarskimi czasami. Mało takich miejsc w Europie albo wogóle już ich nie ma. Przy Praterze jest muzeum, które o tych czasach nam przypomina. Fotografie z XIX wieku przedstawiają np. Semonę, ognistą zaklinaczkę węży z Amazonii, czy miniaturowe miasteczko zamieszkałe przez karły, zabytkowe automaty zręcznościowe (niektóre wciąż działają). PRATER z hiszpańsiego znaczy – PRADO, równina, co dość rzadkie w Wiedniu, gdyż miasto osadzone jest raczej na pagórkach. Dlatego wokół miasteczka mieści się stary tor biegowy – Freudenau, starannie odrestaurowany hipodrom z końca XIX wieku. Zgodnie z wieloletnią tradycją, sezon zaczyna się w Wielką Niedzielę, a punkt kulminacyjny przypada na doroczne derby organizowane nieprzerwanie od 1868 r. przez austriacki klub dżokejów. Prawie każdego roku rozgrywane w czerwcową niedzielę derby zaszczycał obecnością cesarz. Wśród jeźdzców byli przedstawiciele arystokratycznych rodów, a na trybunach szalały tłumy młodych Wiedeńczyków ubranych tak, jakby przyszli prosto od krawca. Okolice Prateru były kiedyś żydowskie, z koszernymi sklepami i licznymi kabaretami. Johan Strauss (syn) mieszkał w pobliżu PRATERU. Tradycja wesołego miasteczka jest znana w całej Europie, każdy będący na przejażdżce w Wiedniu musi choć raz jeden na jakiejś karuzeli, albo na diabelskim kole trochę strachu doznać. A to ciekawe zwłaszcza na wiosnę.