Oczarowani światłem

Wiedeńska galeria sztuki „Kunstgalerie Meduna“ zaprezentowała publiczności z okazji setnej rocznicy niepodległości Polski dwóch wybitnych artystów. Swoją wystawą „Weg zum Licht” prof. dr hab. Andrzej Mazur i jego żona Ewa Matysek-Mazur oczarowali zgromadzoną publiczność światłem i kolorem, powstałymi w efekcie kontemplacji malarskich.

Zarówno Ewa Matysek-Mazur, jak i jej mąż są cenionymi specjalistami z zakresu konserwacji i restauracji malarstwa ściennego, i związani z Akademią Sztuk Pięknych w Warszawie. Artyści mieszkają w Stanach Zjednoczonych, promując sztukę polską, tam też realizują swoje pasje. Obydwoje są laureatami wybitnych nagród w dziedzinie konserwacji. Profesor Andrzej Mazur obok pracy dydaktycznej i naukowej realizuje na uczelni projekty konserwatorskie w wielu obiektach zabytkowych w kraju i na świecie. W 2008 roku został wyróżniony nagrodą państwową za wybitne prace konserwacyjne w Polsce – Grand Prix Sybilla. Jego żona uczestniczyła w prestiżowych wystawach w Stanach Zjednoczonych – w roku 1992 jury wystawy Art of California, w skład którego wchodzili kuratorzy czołowych muzeów i profesorowie kalifornijskich uniwersytetów, wyróżniło jej prace Brązowym Medalem. Intensywna praca twórcza przynosi dalsze sukcesy: w 1998 roku dowodem tego jest pierwsza nagroda na wystawie Złotego Medalu California Art Club.


Państwo Mazurowie są cenionymi i rozchwytywanymi specjalistami z zakresu restauracji jako przedstawiciele cenionej na świecie polskiej szkoły konserwacji. Są także, a może przede wszystkim, cenionymi malarzami, niezwykle uwrażliwionymi na światło i kolor. W katalogu artystów znajduję wyrywek: „Edukacja, talent oraz ponadprzeciętna wrażliwość”. Artyści zgodzili się na rozmowę z nami o sztuce.

Czy konserwacja uczy pokory wobec sztuki malarskiej, skupienia i pracowitości?
– Dogłębne poznanie struktury i techniki malarskiej poszczególnych epok uczy rzetelności, udostępnia trudne i mozolne kody płótna, pozwala osadzać tematykę w odpowiednim okresie historycznym. Konserwacja daje malarzowi dużą bazę umiejętności, uczy znajdować połączenia kolorystyczne, najczystsze, najdoskonalsze jak akordy muzyczne.

Oglądając Państwa obrazy olejne, pełne światła i impresji, odnoszę czasem wrażenie, że widzę akwarelę. Być może to kwestia wrażliwości artystycznej i smakowania kolorem.
– Ciekawe spostrzeżenie, bo jest to malarstwo olejne, bardzo dalekie od akwareli, która operuje laserunkiem, który gdzieś tylko lokalnie się pojawia. Prawdopodobnie jest to rezultat techniki, działania obrazu na widza. Staramy się razem, żeby w naszych obrazach nie było przypadku, żeby był to proces sterowany, a zestawienia kolorów harmonijne.

Czym różni się oświetlenie krajobrazu polskiego od kalifornijskiego, gdzie Państwo tworzycie?
– Różnice są kolosalne, gdyż w Kaliforni panują inne temperatury barwne, nasycenie światła jest inne, nasycenie barwy ostrzejsze. Temperatura jest stabilna i porównywalna z francuską Prowansją. To nie jest chimeryczna pogoda typowa dla Polski, gdzie uchwycenie oświetlenia jest trudne. Klimat Kalifornii ułatwia pracę artyście, to są nieporównywalne klimaty. Praca w plenerze jest łatwiejsza, jest ciągłość, można powracać „do chwili”. Mglistość polskiego pejzażu stanowi duże utrudnienie, gdyż ulotność światła jest przeszkodą w malarstwie. Interesuje mnie (prof. A. Mazur – przyp. red.) malowanie kalifornijskiego powietrza, jego przenikliwości. Tam wszystko maluje się i prezentuje inaczej. Akt namalowany inaczej oddziaływuje na widza, gdyż zderzenie barw jest mocniejsze.

Poruszają się Państwo w kręgu malarstwa impresjonistycznego i kolorystycznego. Dlaczego te powroty do sztuki impresyjnej są tak mocne?
– Jeżeli kogoś interesuje kolor, to musi przejść przez ten gatunek sztuki, musi przejść też przez koloryzm i nawizm. Dla mnie sztuka bez barwy traci sens, co w dzisiejszych czasach brzmi trochę obrazoburczo, gdyż odrzucenie koloru jest w Europie dość powszechne. Także środowisko malarskie Warszawy maluje jakby… czarno. Sztuka współczesna musi szokować, musi mocno oddziaływać, co nie znaczy, że zawsze pozytywnie, często jest brzydka, a powinna zachwycać. Mój okres w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie był czasem, kiedy koloryzm był modny, kiedy kształt był ważny. Abstrakcja jest piękna, ale nie powinna być przypadkowa. Najpierw trzeba odrobić lekcje, żeby uwolnić się w sztuce od przypadku, którego nie lubimy.
Pan poświęca się studium pejzażu, natomiast tematem w Pani pracach jest przeważnie człowiek. Maluje Pani dużo aktów i scen rodzajowych, ale też i pejzaż.
– Interesują mnie różne charaktery, barwność i temperament moich modeli. Lubię też nastroje przyrody, staram się być szczera w przekazie i nie oszukiwać. Moje zapiski i impresje maluję plamami barwnymi, które tworzą przedmiot, przestrzeń. Poszukiwania są bardziej emocjonalne niż intelektualne, chociaż jest to proces ciągłego rozwoju.

Gdzie żyje się artystycznej parze lepiej: w Polsce czy w Kalifornii?
– Jako artyści żyjemy trochę we własnym świecie, ale wszędzie jest nam dobrze. Idziemy krok po kroku własną ścieżką i to jest najistotniejsze. Może Stany Zjednoczone są bardziej tolerancyjne dla sztuki, co nie znaczy, że łatwiejsze. W Polsce krytyka bardzo atakuje wszelkie poczynania, w Stanach reaguje się rozważniej, ostrożniej. Wykonując prace konserwacyjne w Kalifornii, jesteśmy przed angażami obserwowani i kontrolowani, nie tylko jako fachowcy, ale jako ludzie, czasem parę lat. Jednak gdy wybór padnie na nas, to praca przebiega w dużym zaufaniu i przyjaźni.
Amerykanie jako zbiór różnych narodowości są ciekawi innych i, co prawda trochę zdystansowani na początku, co jest wygodne. Później jednak stają się bardzo otwarci. Starają się żyć pozytywnie, z uśmiechem, nie dać się trudnościom życia codziennego. Ta powierzchowna lekkość pomaga w kontaktach w obrębie tak wielokulturowego kontynentu. To dobra recepta.

Artykuł ukazał się w piśmie Polonika nr 266, maj/czerwiec 2018 r.

Leave a comment